Miałem między innymi kontrolę na onkologii.
Niech ten wyjazd będzie też dobrym przykładem tego jak pacjentowi nieświadomie uprzykrza się życie. Zanim odpowiem Panu Wojtkowi na jego pytania za które dziękuję.
Centrum Onkologii w Warszawie jest jedną z czterech takich centrów w Polsce (po Poznaniu, Bydgoszczy i Gliwicach), więc kameralnej atmosfery nie można się spodziewać, nie ma co. Sam szpital to 9 oddziałów i ponad 900 pacjentów z samymi nowotworami. Atmosfera jest gęsta co by nie mówić.
Do przychodni przybyłem o 8.05 czasu lokalnego. Ku mojemu zdziwieniu... nie było jednej kolejki jak to było do tej pory, ale tłumek ludzi kłębiący się niczym gotująca się para tuż przed rozsadzeniem garnka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Moje oczy przykuły wyświetlacze z numerkami jak na poczcie pobieranych z jednego automatu. Wtedy stało się jasne, dlaczego jednak kolejki nie ma. Po pobraniu numerka miałem w ręku bibułkę z numerem 369, a na wyświetlaczu widniało '68' :). Ot mechanizacja.
Moje kolejne zdziwienie wyniknęło, gdy zobaczyłem, że pacjenci podchodzą średnio co kilka minut do okienka a nie jak to było do tej pory, co minutę. Ponieważ zapomniałem skierowania na badanie krwi udałem się do gabinetu, a tam... dowiedziałem się, że "mamy nowy system, więc mogę Pana zarejestrować tutaj" :-) po czym kilka ruchów myszką zmieniło mój status pacjenta na "Obecny" w systemie.
Wiedząc, że czeka mnie 4 godziny (pacjenci kontrolni wzywani są na koniec dnia, więc nigdy nie ma sensu czekać) w kolejce poszedłem odwiedzić koleżankę mieszkająca nieopodal. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mój numerek wyświtelił się dopiero o 10.15 !
Ale to nie wszystko :) Po wejściu do gabinetu, pierwsze pytanie pani dr brzmiało "Czy oddawał Pan dzisiaj krew ? bo nie mamy Pana wyników" heh Cóż wyniknęło ? otóż na skutek zmiany systemu komputerowego zabrakło też ustalenia kompetencji między oddziałami i jedna Pani myśli, że druga Pani powinna, a tamta myśli dokładnie to samo, dlatego do gabinetu w którym dokonuje się pobrania krwi przychodzą rozżaleni pacjenci z pretensją (i słusznie) bo nie mają wyników. Ja się nie przejąłem, ponieważ krew badam sobie sam co miesiąc, ale inni pacjenci ?
W dodatku okazało się, że gdybym chciał wykonać tomografię głowy w COI termin wypadłby na... listopad. Pozostawiam bez komentarza.
Teraz Pan Wojtek... Pan Wojtek napisał w komentarzu pod postem "Rakieta antyrakowa...":
...
Z duza uwaga sledze Pana blog i czytam/ogladam to, co Pan wysyla. Przyznam iz pewne rzeczy (jak oddzialywanie na poziomie atomow) jeszcze pozostaja poza moim rozumieniem, choc nie poddaje ich w watpliwosc z tego powodu.
Jedna jednak uwage mam, dotyczaca tekstow, ktore Pan przesyla. Mianowicie zbyt duzo jest tu - moim zdaniem - odwolan i porownan do biblii i czynnikow religijnych. Prosze mnie zle nie zrozumiec. Jestem mocno wierzacym
czlowiekiem. Rownie silnym jestem przeciwnikiem "instytucji kosciola katolickiego". Uwazam osobiscie, ze kazdy czlowiek ma prawo do wlasnego rozumienia i interpretowania religii i odczuwania obecnosci Boga (jakkolwiek by go nazywac mam na mysli istnienia wyzszej sily sprawczej) na wlasny sposob.
Od pewnego czasu odnosze wrazenie, ze obecnosc odniesien do religii w Pana blogu wprost sugeruje, ze uleczenie jest nierozlaczne z wiara w Boga. Rowniez wynika z nich iz chodzi o jednego wylacznie Boga - tego "katolickiego". Czy inni ludzie - wierzacy na swoj wlasny sposob - sa wylaczeni spod mocy uzdrawiania samych siebie? Czy moglby Pan to skomentowac?
Pozdrawiam serdecznie
Wojtek
Panie Wojtku, przede wszystkim Dziękuję za ten komentarz, bo tzn. że czytacie i reagujecie i dzięki temu blog żyje.
Powód dla którego powołuje się tak często na Biblię jest prozaiczny. Po pierwsze nie znam cytatów z innych Świętych Ksiąg (celowo używam wielkich liter), a Biblia jest mi w jakiś sposób bliska, bo zauważam z jej tekstem zbieżność z tym, co odkrywa chociażby fizyka kwantowa :-) Przeczytałem część Bahagavadgity, część Koranu, Księgi Mormnów... wszystkie one mówią o Bogu, między nimi jest niewielka różnica. Niewiele osób np. zdaje sobie sprawę z tego, że słowo "Allah" znaczy w przekładzie tyle co "Jedyny Bóg", więc muzułmanie modląc się do "Allaha" modlą się do Jedynego Boga i nie mogą użyć słowa "Bóg" (w polskiej frazeologii) bo nie znają po prostu takiego słowa. Po drugie, zgodnie z badaniami OBOP 70% naszego społeczeństwa jest zdeklarowanymi katolikami. Nieważne praktykujący czy nie, ale zdeklarowani. W związku z tym należałoby przyjąć, że 7 na 10 osób czytających to katolicy, czyli osoby, które za fundament swojej wiary uznają słowa Papieża oraz Biblię Tysiąclecia w przekładzie oo. Pallotynów.
Ale dlaczego w ogóle odwołuję się do religii ?
Mianowicie... wieść o nowotworze jest tak straszna i przytłaczająca, że bardzo często dosłownie ścina z nóg. Neurobiologia dowiodła, że hormon stresu kortyzol obkurcza naczynia włosowate w mózgu powodując dosłownie wyłączenie części naszej inteligencji i przełączenie mózgu w tryb "Uciekaj albo walcz". To powoduje tzw. zawężenie świadomości, czyli taki stan umysłu, który NIE pozwala widzieć pewnych aspektów nazwijmy to... w jasnym świetle, niż uczyniłby to człowiek pozostając w swoim normalnym stanie świadomości. Dlatego bardzo często wtedy człowieka najbardziej oświeconego intelektualnie wycina i zamienia się w istotę zero-jedynkową. Stąd jest tylko milimetr do odwołanie do jedynie znanej człowiekowi Siły Wyższej (jakkolwiek ją nazwać) - Budda, Jezus, Kryszna, Matka Boska, Kukulkan, Mahomet... Proszę poza tym zwrócić uwagę, że ludzie są chowani / tresowani / wychowywani w NIEWIERZE we własne siły. Młodych ludzi nie uczy się przedsiębiorczości, ale mówi się, że mają znaleźć pracę etatową (nie mówię, że to źle, ale ma swoje konsekwencje). Nie uczy się nas dbałości o nasze ciało i psychikę oddając wszystko w ręce psychologów, rodziców za młodu i lekarzy. I o ile wielu psychologów jest całkiem przytomnych, o tyle lekarzy po prostu unikam jak ognia. Dlatego w momencie, gdy dopada człowieka wieść o chorobie jedyne czasami na co go stać poza płaczem, złością i przekleństwami to zwrócenie oczu ku Górze. Po prostu.
Dla mnie osobiście nie ma różnicy między religiami, jeśli chce Pan poznać moje zdanie. Modliłem się już w meczecie, synagodze warszawskiej, kościele protestanckim i kaplicy bizantyjskiej. Wg mnie Bóg (jakkolwiek go widzimy) stworzył wszystkie religie i tak wiele religii, dróg, ścieżek... aby każdy człowiek ze względu na swoją różnorodność mógł odnaleźć właściwą dla niego i jego pojmowanie Siebie i świata, Drogę do Niego, do całkowitego z nim zespolenia w hinduizmie nazywane Nirwaną albo Oświeceniem.
Po trzecie, naukowcy dostrzegać zaczynają owo pole kwantowe o którym pisałem właśnie jako "umysł Boga", więc może będąc częścią tego Pola i mając na niego wpływ jesteśmy jego Twórcami więc jesteśmy...[każdy dokończy sobie sam].
Po czwarte, z tematem Wiary trudno dyskutować. Czy Wiara jest potrzebna / niezbędna do tego, aby nastąpiło uzdrowienie / wyleczenie ? Z pewnością pomaga. Czy potrzebna ? możliwe, że nie, gdy boli głowa tabletka zadziała bez względu na wiarę, chociaż... zrobiono kiedyś badanie (jak się dokopię do danych to podam źródło) w którym udowodniono, że wyniki leczenia podawanymi lekami były nieporównywalnie wyższe u pacjentów, których lekarze WIERZYLI W SKUTECZNOŚĆ LEKU niż u tych, którzy zapisywali po prostu "kolejny lek". Niezwykłe ! Poza tym należy zadać pytanie... Wiarę w kogo ? w Siebie i swoje zdolności samouzdrawiania czy w Boga jako istoty istniejącej poza nami, która za nas dokona uzdrowienia. Jeśli wierzymy w Siebie i swoje zdolności to nic innego nie jest nam potrzebne, a jeśli wierzymy tylko w Boga, a w siebie nie... to też super, każdy ratuje się w obliczu tragedii jak może. W kontekście tej wiary w siebie muszę jeszcze coś powiedzieć. Wokół tematu "raka" jest taka wiele gnoju, smrodu i lęku przeszywającego na szpik, że wcale się nie dziwię, iż czasami pozostaje tylko wiara w Wyższą Siłę Sprawczą. "Rak" podobnie jak "seks" i "Bóg" i "śmierć" w naszym społeczeństwie są nadal TABU. Nie rozmawia się o nich, odwraca głowę, mówiąc do kamery nie składa się jednoznacznych deklaracji poza przedstawicielami zawodów (ksiądz, psycholog, seksuolog), aby później jakiś chory umysł nie wykorzystał tego przeciwko nam... więc proszę mi wierzyć Panie Wojtku, że w obliczu wiadomości czasami zostaje człowiekowi tylko Bóg - Siła Sprawcza, bo choroba ta jest WIELKIM testem znajomości, a tylko nieliczni zachowują to samo grono znajomych / przyjaciół, rodzina na zewnątrz się uśmiecha, ale na ich twarzach widać niewypowiedziane cierpienie jakby pacjent już nie żył. A przypominam, że nasze myśli jednak działają i mają moc sprawczą. Wtedy czasami człowiekowi zostaje tylko On.
"Czy inni ludzie - wierzący na swój własny sposób - są wyłączeni spod mocy uzdrawiania samych siebie?" - Nigdy w życiu. Nie uznaję istnienia "tylko jednego Boga" ale Jedynego Boga, jedynego rozumianego jako Jedyną (jedynie istniejącą energię), która spowija Wszystko. Budda po osiągnięciu Oświecenia wziął ziemię na świadka i rzekł "Ja Jestem Wszystkim, a Wszystko jest Mną", po czym skłonił ego ku Jaźni schylając palec wskazujący do kciuka, co jego widoczne na obrazach jako tzw. mudra OK. Poza tym WIEM, już nawet nie jest to przedmiotem moich wierzeń, że każdy człowiek ma w sobie potencjał do uzdrawiania samego siebie, z ateistami włącznie. Dlaczego ? bo to element mechanizmu naprawczego jaki Nam dana Natura. Dlaczego ? bo na pierwotnie biologicznym poziomie naszym jedynym zadaniem jest przetrwać i rozmnożyć się. Samouzdrowienie to nic innego jak pomoc organizmowi, aby sam przywrócił zaburzoną równowagę. To tak jak z głodówką. Wystarczy kilka dni postu w miesiącu, aby żyły się oczyściły, ciśnienie unormowało, cukier wrócił do normy, stawy przestały skrzeczeć. Co zrobiliśmy ? tylko pomogliśmy organizmowi powstrzymując się od jedzenia, a on musząc się ratować (aby przetrwać) zaczął trawić to, co dla przetrwania zbędne, czyli śmieci zalegające w organizmie.
Mam nadzieję, że to nieco wyjaśniło Pana wątpliwości Panie Wojtku, ale oczywiście nadal pozostaję do dyspozycji :-)
Nisko się kłaniając
Grzegorz
PS.
Zaraz wkleję o tym odpowiedni film.
Dzien dobry ,nie wiem czy moj list bedzie opublikowany,ale tonacy brzytwy sie chwyta.Przeczytalam wszystkie komentarze kupilam sode i syrop klonowy i zaczelam natychmiast.Jestem po operacji raka piersi,odmowilam radiacji i ratuje sie sama/najwazniejsze pozytywne myslenie/Ktos po wyroku 2-3 mies. zyje 5 lat w zdrowiu po tb. GRAVIOLA.Znajdzcie GUAJABANO to drzewo z Amazoni z ktorego robia tb,krople lub tea.Jest to medycyna naturalna tania i lekarze o niej milcza.Mieszkam w Kanadzie i sprowadzam z USA,bo tam jest dostepna,mozna przez internet koszt 100 tb.$ 6.50.Mieszkam sama i ratuje sie sama wlasna intuicja.Zaznaczam nie pracuje dla zadnej"firmy" uratowalam siebie/brak przerzutow/Mozna poczytac,to nie kosztuje a dziala 10.000 silniej od chemoterapii.To naturalny wyciag z lisci i korzeni .Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZatem proszę się ze mną skontaktować w zakładce Autorzy, choc pewnie juz tu Pani nie wroci, abysmy mogli Pani historie opowiedziec innym z dokumentami med. Oczywiscie zachwoujac anonimowosc.
UsuńWłaśnie Cię znalazłam...
OdpowiedzUsuńTeż choruję...
OdpowiedzUsuń