To historia naszej czytelniczki i jej taty. Przechodziliśmy przez to razem.... Jako jedyna z całej rodziny miała odwagę zawalczyć inaczej. Niech każdy wyciągnie z tej historii własną naukę. Na koniec tylko jedno stwierdzenie ode mnie: Jeżeli Ci coś polecam to jestem tego pewien, bo testowałem NA SOBIE !! Jeżeli nie wiem, to mówię, że nie wiem i sięgam do wiedzy medycznej.
[...] Na początku listopada z powodu duzych duszności ojciec trafił do szpitala, gdzie trzymali go - zupełnie bez sensu- tydzień, lekarz rozmawiał z ojcem - bez mojej wiedzy - o hospicjum domowym, ojciec przestał mieć chęci na jakąkolwiek terapię alternatywną, nawet suplementów nie chciał łykać podczas pobytu w szpitalu, a o robieniu soków w warunkach szpitalnych nie było mowy. W szpitalu oczywiście nie pomogli nam, a wręcz zaszkodzili, bo wycieńczony chorobą organizm, przyzwyczajony do Gersonowskiego jedzenia nagle nie otrzymał, tego co wartościowe, a zamiast tego dostał śmieciowe pożywienie i mnóstwo leków w tym morfinę, po której nie można było się z ojcem dogadać, stał się agresywny i przestał ze mną współpracować, nie chciał nawet jeść i pić tego co przywoziłam. Zakładał, że lekarze maja dla niego lepsze rozwiązanie. Prawdopodobnie finał byłby taki sam i bez szpitala... Myslę jednak, że pobyt w szpitalu przyśpieszył znacznie cały proces chorobowy.. Od czasu gdy ojciec stamtąd wyszedł to była już równia pochyła, z dnia na dzień było coraz gorzej... Wbrew ojcu po powrocie ze szpitala staraliśmy się kontynuowac Gersona, przekonywaliśmy go i łudziliśmy się, że może to jest kolejny kryzys, po którym ojciec poczuje się lepiej tak jak poprzednio, ale niestety okazalo się inaczej.. Po kilku dniach porzucilismy Gersona, bo robienie terapii na siłę nie było do końca mozliwe, a ponad to mijało się z celem. Odpuściliśmy. Ojciec jadł to, na co miał ochotę. Pierwszą rzeczą jaka sobie zażyczył, gdy usłyszał, że może WSZYSTKO był rosół;). Zrozumiałam, że upieranie się przy diecie jest z mojej strony bez sensu...[...].
Wkrótce duszności były tak silne, że niezbędne okazały się wizyty lekarza z hospicjum domowego i podawanie morfiny, która nieco niwelowała uczucie duszenia się, a raczej tylko świadomość tego.. [...]Finał był dla mnie już oczywistością... Widząc jak cierpi modliłam się żeby trwało to jak najkrócej.... Zastanawiające jak bardzo zmieniamy nasze myślenie rozumiejąc nieuniknione... Szczęściem dla nas było, że tata odchodził wolno, mieliśmy czas na pogodzenie się z każdym etapem choroby... Współczuję strasznie ludziom, których bliscy giną nagle.. to musi być przerażające...Tata odszedł przed Świętami Bożego Narodzenia, zmarł w domu, na własnej kanapie w otoczeniu rodziny i własnego psa. Decyzja o nie poddaniu się chemioterapii paliatywnej i związanych z nią wizyt w placówkach medycznych była jedną z najlepszych decyzji mojego ojca.
Lekarze dawali ojcu 2miesiące życia jeśli nie podda się chemii, był z nami 7 miesięcy bez chemii. Myslę, że Gerson i wszystko inne, co stosowalismy nie zdążyło, nowotwór był szybszy, ale tak czy inaczej przedłuzyło ojcu życie. Dziękuję Ci Grzegorzu, za wszystkie nasze rozmowy i wskazówki, za to że dzieliłeś się ze mną swoimi doświadczeniami. Dzięki Tobie bałam się mniej, a bałam się na poczatku jak cholera i Gersona, i łączenia Gersona z selolem i innymi specyfikami, tego jak razem zadziałają czy nie zaszkodzą etc. ale Ty powiedziałeś, że można, że Ty tak robisz. Jestem Ci wdzięczna za kontakt do dr M., która dawała nam nadzieję wbrew wszystkiemu jako jedyna z lekarzy, jakich spotkaliśmy - to bardzo ważne, bo nie wiem czy bez wsparcia dr M. udałoby mi się w ogóle namówić ojca do stosowania Gersona, ona była dla mojego ojca medycznym potwierdzeniem sensu terapii alternatywnej.[*]
Jeżeli zainteresowała Cię treść tej wiadomości, zaprenumeruj ten blog i bądź na bieżąco! Wiadomości będą przychodziły na Twoją skrzynkę pocztową :) Jeżeli posiadasz konto na którymś z portali społecznościowych, podziel się tą informacją ze znajomymi :) Poniżej masz odpowiednie wtyczki.
...nie chciałbym, aby zabrzmiało to dziwnie ale nie należy bać się śmierci/bo była/jest/i będzie zawsze obecna w naszym żywocie/ to raczej życia należy się obawiać a szczególnie konsekwencji niewłaściwie obranych decyzji, których to musimy podejmować coraz to więcej i więcej, ponieważ szybkość życia codziennego i zatracanie się w nim dawno zastąpiła niemal u wszystkich kontakt z naturą i korzystanie z jej dobrodziejstw, a dopiero kłopoty i tragedie zdrowotne raczą nam o tym przypomnieć i każą się nad tym zastanowić a niestety jest często za późno... pozdrawiam Andrzej
OdpowiedzUsuńJa napisze tak jak Andrzej: nie należy bać się śmierci... każdemu polecam zajrzeć do "Rozmów ze śmiercią" Jana Van Helisnga...
OdpowiedzUsuńW naszym dualnym świecie choroba przynależy do zdrowia tak, jak śmierć do życia. Faktem jest, że choroba, niedołężnośc i śmierć to wierni towarzysze losu człowieka. Ich obecności nie da się uniknąć. Często trud wyborów prześladuje nas na każdym kroku. Pragniemy wybierać słusznie i mądrze zgodnie z posiadanym systemem wartości. Jak mieć pewność, że podjęliśmy słuszne decyzje ? Próbować, pozwalać, trwać i mieć wiarę to bardzo wiele. Wspaniale, że doceniasz każdą daną ojcu chwilę, że odbierasz to także jako naukę. Widać jak rozwijasz się, wzrastasz w tym trudnym przeżyciu. Jak potrafisz ze spokojem podejmować decyzje licząc się z tym, co chory przeżywa. Jakie poszanowanie pokazujesz. Także poszanowanie dla tych co wspomagali, wspierali. Wspaniale, że o tym napisałaś, bo jest to bardzo ważne. Dziękuję Ci za Twe słowa podziękowania dla tych osób, które pomogły Tobie być silniejszą. Niecodziennie w takich sytuacjach pamiętamy o nich.
OdpowiedzUsuńGrzegorzu wiem doskonale, że jesteś odpowiedzialnym, doświadczonym choć młodym człowiekiem i wiem, że zanim polecisz cokolwiek to sam wypróbujesz.Dlatego jesteś przekonywujący, bo ze szczegółami opowiesz jak z tym, czy tym "jest" - "co się dzieje" itd. Jesteś autentyczny. Znam to, bo sama tak robię. Tak trzymaj. Pozdrawiam Maria Magdalena
Ale przecież to nie tyle strach przed śmiercią, a strach, czy żal zakończenia życia, zakończenia kontynuacji tego, co daje nie tylko złe rzeczy, ale i te dobre: piękno, które potrafimy dostrzec, bliskich, którzy kochają, przyjemności jedzenia, chodzenia boso po trawie itd.
OdpowiedzUsuńChorując, oczekujemy powrotu do tych wszystkich przyjemności, a gdy to się od nas coraz bardziej oddala, to przyjemność może sprawiać choćby oddychanie.