poniedziałek, 15 lipca 2013

A jeśli nu nie jest choroba ? - cz. 2

Dziś będzie krótko... ale zwięźle.
Pomyśl proszę przez chwilę... pogadaj sam ze swoim ciałem. Zapewniam, że ono słucha i słyszy, a nawet odpowiada :) Nie, nie żartuję. Tylko skąd masz o tym wiedzieć, jeśli nigdy nie próbowałeś.

Ad rem...
Jakie byłoby Twoje podejście do Nu, jeśliby się okazało, że nie chce Cię zabić ?
Jeśli organizm całe boże życie realizuje dwa najważniejsze programy biologiczne: przetrwania i rozmnażania... dlaczego w ostatnich czasach tak wielu organizmom "odwala" i postanawiają "zniszczyć" swojego "właściciela" ? Geny ??? eee, Bruce Lipton udowodnił już, że te reagują na zmieniające się warunki ZEWNętrzne przecież. Psychologia ? z pewnością jest w tym dużo i racji i prawdy. Ale może pod spodem jest coś głębiej ? Bo jeśli nasz fundament Życia - tak go nazwijmy byłby słaby, mało stabilny... gdzie całe zycie ciągniemy za sobą "niedokończone sprawy" zostawiając na "lepsze czasy", które u większości nigdy nie nadejdą i nie dlatego, że Ci źle życze, tylko ze względu na naturę umysłu... więc worek staje się coraz większy... do tego dochodzi stres, chaotyczne życie emocjonalne, spokój wymuszany kieliszkiem... no i w rezultacie... to, co w siebie wkładamy... bo rozstrojony organizm nawet dobrze nie trawi wszystkiego... więc mięso gnije i zakwasza, metabolity zatruwają krew i limfę... na sen też nie masz czasu, bo "musisz się martwić" o przyszłość... co ma zrobić Twój organizm, aby Cię wyrwać ze ślepej matni ?
Tak, tak było w moim przypadku. Książkowy przypadek.

Więc co ma zrobić organizm, jeśli I TAK OD DAWNA go nie słuchasz... jak zwrócić uwagę, jeśli nawet ból zabijasz proszkami.... jak Cię otrzeźwić...jak oprzytomnić....

Jakieś pomysły ? :)


Jeżeli zainteresowała Cię treść tej wiadomości, zaprenumeruj ten blog i bądź na bieżąco! Wiadomości będą przychodziły na Twoją skrzynkę pocztową :) Jeżeli posiadasz konto na którymś z portali społecznościowych, podziel się tą informacją ze znajomymi :) Poniżej masz odpowiednie wtyczki.

3 komentarze:

  1. Zgadzam się z Twą wypowiedzią "całe zycie ciągniemy za sobą "niedokończone sprawy" zostawiając na "lepsze czasy", które u większości nigdy nie nadejdą", gdyż ciągle biegamy,szukamy a tak na prawdę brak nam czasu nad skupieniem się na tym, co już mamy. Nad docenieniem tego. Nad radością z tego, co już jest. Na pozwoleniu sobie wejścia do "raju", który już jest w nas. Sami narzucamy sobie własne tempo naszego życia po to, by ulec PRESJI czy MODZIE ..."stres, chaotyczne życie emocjonalne, spokój wymuszany kieliszkiem...". Tak czasem myślę, że to moda na stres. No, może przesadziłam, może MODYFIKACJA ? W sensie, że komuś może zależeć na tym, by tak się działo. Niektóre koncerny przez to się bowiem rozwijają. Koncerny, dziedziny medycyny. Pomyśl, z jakiego powodu powstaje więcej ośrodków psychiatrycznych niż np. onkologicznych ? Już co czwarty Polak cierpi na zaburzenia psychiczne: omamy, fobie, ataki paniki. I panicznie boi się o tym głośno mówić.
    Rodzinę zamieniliśmy na kolegów z korporacji, przyjaciół na wirtualnych znajomych z Facebooka.
    Pracujemy do upadłego, zatracamy się w firmach, które wysysają z nas siły witalne, zaniedbujemy jednocześnie to, co wspiera higienę psychiczną człowieka – dobre, bezinteresowne relacje z ludźmi – wylicza psychiatra dr Dariusz Wasilewski, dyrektor ośrodka Psychomedica w Warszawie. Psychiatrzy mówią wprost: zżera nas stres i wyścig szczurów. – Nie dajemy rady – zauważa prof. Janusz Heitzman, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Problem w tym, że swoje kłopoty ze zdrowiem psychicznym najchętniej zamiatamy pod dywan. Bo kryzys psychiczny w Polsce traktowany jest jak wstyd i hańba. Bo od "psychicznych" rzeczywiście odsuwa się często rodzina i znajomi, bo "świr", zwłaszcza jeśli trafi do psychiatryka, nie znajdzie w Polsce pracy. Tymczasem rocznie do szpitali psychiatrycznych trafia już 1,5 miliona osób – jesteśmy już w czołówce szpitalnych psychoz Europy.
    Czy nu to choroba ? A może efekt tego całego zamieszania ? Kto ma z tym zrobić porządek ? Tylko każdy z nas o tym zdecyduje. Pozdrawiam Maria Magdalena

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, zgadzam sie calkowicie, ze organizm mowi do nas. chcialam jeszcze powiedziec, ze jestem wdzieczna mojemu organizmowi, za 'nu', ktore mi dal, bo dzieki niemu zmienilam swoje zycie, poznalam nowe smaki, zaczelam siebie odkrywac, odkrylam nowe przyjemnosci pokochalam zycie i chodz juz teraz nie mam nu, to bedzie on na zawsze juz moim najlepszym przyjacielem. LOla

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle trafne przemyślenia Grzesiu, jeśli mogę się tak zwracać :-)
    Ja miałam mnóstwo sytuacji w życiu, by pojąć że odpowiedzi na moje problemy są we mnie samej, ale nie skorzystałam z tamtych lekcji dlatego przytrafiła mi się ta wyjątkowa lekcja. Kiedyś poczułam sie jak mały ślepy jeszcze kotek ( kto ma koty ten wie ;-)), ktoremu powoli otwierają się oczka, takie szparki sie robią, widzi trochę swiatła, ale obrazow jeszcze nie widzi, wiec ja kiedyś zobaczyłam trochę tego swiatła, ale jeszcze nie wiedzialam co to, jak to wykorzystac, dzis mam już trochę większe te szparki :P .
    Miło zajrzeć w siebie, poznać i porozmawiać z tymi cudownymi organami wewnątrz nas, miło dojrzeć światło uzdrawiające w sercu i miło jest coś zrobić dla siebie, tak po przyjacielsku, nie egoistycznie.

    Prypomniało mi się...gdy moja kotka wychodzi na dwór, to skubie sobie czasem trawę, to pomaga jej w trawieniu, dokładnie nie wiem, ale chodzi o te kłaczki, ktore formują się w zołądku w kulki i cos to zaburza. I popatrzcie...kot nie idzie do lekarza i nie skarży sie, ze mu coś siedzi na żołądku, kot intuicyjnie wie, że na taką dolegliwosc dobra jest trawa, nie czytał tez ksiązek zielarskich. Tu jest dopiero mądrość, w tej intuicji, ktorą człowiek zatracił. Dzikie zwierzęta jak są chore to skupią sobie jakieś korzonki, listki ziół, albo w ogóle nie jedzą i zdrowieją, nie chodzą po lekarzach. Od zwierząt można się wiele nauczyć... :-)
    Pozdrawiam wszystkich :-)

    OdpowiedzUsuń

rak jest uleczalny: