wtorek, 17 września 2013

Rodzina jest (naj)ważniejsza


Pewien satyryk powiedział kiedyś "z rodziną nie ma żartów..." i nie mylił się.
Czasami można docenić jej obecność w trudnych momentach, w których dostajesz istotne wsparcie dla swojej sytuacji, a czasami doprowadza Cię do szaleństwa ciągłym zawodzeniem w kółko o tym samym, jakby to miało rozwiązać sytuację.
Rodzinna biesiada... rodzinne spotkanie... przywodzi na myśl urocze chwile. I ciocia Zosia śpiewająca na kazdej imprezie "słoń na trąbie marsza rąbie..." :)))

Ale nadmiar rodzinnego "szczęścia" szczególnie po diagnozie może doprowadzić do tragedii, żeby nie używać innych słów.

Niestety po diagnozie zaczynają się ścierać dobitnie dwa światy. Swoista Wojna Światów z których każdy walczy o przetrwanie. Z jednej strony Świat Pacjenta, z drugiej Świat rodziny. Szczególnie nabiera to wymowy w kontekście reklamy emitowanej jakiś czas temu mówiącej "My Polacy tak mamy, wszyscy jesteśmy lekarzami". I niestety dla owego przypadku Nu jest szczególnym typem diagnozy, który stawia na nogi wszystkie szare komórki rodziny i nagle wszyscy sięgają do czeluści własnej pamięci wyciągając z niej wszystko, co z danym tematem się kojarzy. Ma to oczywiście i dobre i złe strony. Patrząc na historie jednakże, przynosi to efekt krótkofalowy. Każdy z Nas bowiem zna lub pamięta te chwile w których oznajmiał on sam lub ktoś ze znajomych "jadę na Woodstock" i automatem wywoływał swoiste reakcje zawałowopodobne. Zapewne dlatego też co 2. wypowiedzi woodstock'owiczów towarzyszy charakterystyczne już zdanie "mamo nic mi nie jest" :)

Słyszałem również historię dziewczyny z Wawy, u której zdiagnozowano Nu. Rodzina w trosce zawyrokowała, że teraz "przejmuje opiekę" nad żywieniem dziewczyny, bo każdy wie, że "dziecko w chorobie musi się dobrze odżywiać". Wynikiem czego, jako efekt dobrego odżywiania serwowano dziewczynie codziennie kurczaka. Zmiany postępowały, ale to familii nie zniechęcało, a jedynie dawało bodziec do szukania równie wymyślnych sposobów. Wkrótce przed tym jak było za późno, wyjechała ona do Indii. Pierwsze co zrobili tamtejsi lekarze to oczywiście zmienili dietę na wegetariańską i zastosowali szereg zabiegów oczyszczających organizm z odpadów białka zwierzęcego. Zmiany zaczęły się cofać a jakże. Uradowana rodzina widziała w tym skutek tylko swojej "terapii" będąc przeświadczonym, że podobnie "dobrze" odżywia się ona na miejscu. Po powrocie do kraju, gdy dziewczyna opowiedziała całą historię wywołała reakcje j.w. i obudziła w rodzinie byka podjudzonego czerwoną płachtą. Niestety dziewczyna nie była na tyle silna, aby wytrzymać psychiczny atak, szloch i lament nad jej losem "co oni tam z Tobą biedne dziecko zrobili" i dała się zastraszyć oraz ponownie przekonać do "właściwej diety". Wyniku możesz się domyśleć.

Niestety również dla takich przypadków, Ci którzy Cię znają, mają również sposób na Ciebie. Wiedzą na co reagujesz, jakich argumentów użyć, aby Ci podciąć skrzydła. Boję się myśleć ile podobnych sytuacji miało miejsce w rodzinach w których pacjent jest trzeźwo i przytomnie myślący i ma jakiekolwiek pojęcie o konieczności zmiany nie tyle diety, co stylu życia, a po drugiej stronie "wiedząca lepiej" rodzina, słusznie lub nie zasłuchana w słowa płynące z ust pana doktora, który "przecież wie, bo studiował, tyle się uczył...". No i co z tego ? Paradoks tej sytuacji polega na tym, że nawet w momencie, gdy podsuniesz im pod nos materiały merytoryczne, nie uwierzy większość. Na tym polega również pralnia mózgów jaką funduje nam tv. Choćbym Ci powiedział prawdę, jeśli wierzysz głęboko, że "jedyna prawda" podawana jest wyłącznie na szklanym ekranie, to choćby sam Jezus spłynął na chmurce i stanął przed Tobą, powiesz, że kłamie i ponownie przybijesz go do kuchennego blatu.

Zatem po trzecie, ósme i ostatnie...
1. Tak, masz prawo postawić rodzinę na piedestale życiowych mądrości, tylko bądź pewien, że podążasz we właściwym kierunku i że zaprowadzi Cię to właśnie tam, gdzie podążasz TY. Z naciskiem na "Ty" bo swoją rodziną nie jesteś  i masz prawo, gdybyś się właśnie o tym dowiedział do ODMIENNYCH CELÓW, Marzeń i Pragnień niż WSZYSCY z Twojej rodziny razem wzięci. I nie ma w tym nic "niestosownego" albo "egoistycznego", po prostu masz prawo być Inny od Wszystkich Innych. Pomimo genów jesteś odrębnym bytem biologicznym, a każdy z Nas i tak przychodzi na Ziemię z indywidualnym zapisem tego, jak spędzi życie.
2. To nie jest egoizm myśleć o sobie w takich sytuacjach, ale właśnie mądrość. Dlaczego ? Patrz p 1. Głupotą jest natomiast pozwolić innym kierować swoim życiem "dla świętego spokoju" zwalając później, że "takie jest życie".
3. Na koniec coś, czego nie wyczytasz w wielu książkach, a zrozumienie czego zajęło mi kilka lat. Tak tak, miałem społecznie wyprany mózg. Zatem powoli... Nie Jesteś Odpowiedzialny Za Uczucia i Emocje Innych Ludzi, Jakie w Nich Wywołujesz. To zdanie powinno być na drzwiach każdej Szkoły Życiowego Sukcesu i Biznesu. Nie Jesteś i nie możesz być odpowiedzialny za to, co inni, którym komunikujesz cokolwiek - myślą i czują. Dlaczego ? Bo jesteś odrębną jednostką. Dlatego, że jeśli trafisz na podatny grunt, to właśnie znaleźli na Ciebie sposób. Dlatego, że każda emocja jest Wyuczonym WZORCEM Zachowania / Reakcji, więc nie możesz do cholery odpowiadać za to, co mamusia i tatusia i ciociusia i stado sąsiadek z nauczycielami wkładało małemu Karolkowi do głowy "jak się rzeczy mają" i "co wypada". Żebyś miał punkt odniesienia... na wieść o jakimś zdarzeniu inaczej zareaguje np. osoba wychowana w tradycji wschodniej a inaczej Polak. Dlaczego ? bo tak go / Nas nauczono. Niestety... od-uczenie się tego... zajmuje trochę czasu i wysiłku. I najważniejsze... trzeba o tym pamiętać !! A jeśli się mylę... po prostu to sprawdź na sobie. Obserwuj. Przytomnie... z uwagą. Jeśli masz wątpliwości pytaj siebie "Co, gdybym dziś nie był odpowiedzialny za to, co on /ona czuje..." Bo jeśli weźmiemy na warsztat najbardziej goły przykład rozstania dwóch osób... to, że ona mu komunikuje rozstanie może, ale nie musi wywołać w nim "doła", bo równie dobrze mógł myśleć o tym samym od jakiegoś już czasu, ale nie miał odwagi, a po drugie, nawet jeśli wywoła to w nim smutek... zranienie etc... to czy dlatego odmawiać dziewczynie prawa do szczęścia ? I to jakoś rozumieją wszyscy. Ale, gdy po drugiej stronie widać smutna minę cioci, babci i mamy... już takim nie jest. No to idąc dalej tropem węża... cierpieć niedolę z szacunku "dla starszych" ? Szlachetne to i może jest, ale co z tego, jeśli ich są trzy a Ty sam - w swojej niedoli. Ale to może większą radość da im, gdy się rozchorujesz ? w końcu ile czasu można wytrzymać w takim nastroju. I zaznaczam dla czepialskich... nie chodzi mi o to, aby być teraz gburem, chamem i człowiekiem pozbawionym empatii. Chodzi o to, aby komunikować SWOJE PRAWDY bez poczucia winy, właśnie dlatego... że tak można.
I na koniec... nie wiem, czy pamiętasz... w swoich życzeniach na Gwiazdkę piszę zawsze "Nie złożę Ci dziś życzeń, abyś wiedział, że tak też można, bez poczucia winy...". A teraz przypomnij sobie, ile razy wysłałeś do kogoś smsa z życzeniami, zamiast np. zadzwonić bo źle byś się czuł / czuła nie robiąc tego. Czyżby znaleziono właśnie na Ciebie sposób ? A jeśli to tylko wierzchołek góry ?



Jeżeli zainteresowała Cię treść tej wiadomości, zaprenumeruj ten blog i bądź na bieżąco! Wiadomości będą przychodziły na Twoją skrzynkę pocztową :) Jeżeli posiadasz konto na którymś z portali społecznościowych, podziel się tą informacją ze znajomymi :) Poniżej masz odpowiednie wtyczki.

2 komentarze:

  1. Dziękuję za garść niewygodnych prawd - dla otrzeźwienia...:)
    - Ala

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Grześ. Życie jet dużo prostsze i "ładniejsze", kiedy odrzuciłam to, co nie "moje" i zostało to, co naprawdę "moje". Zastanawiam się tylko, czy koniecznie trzeba płacić tak słono za te lekcje. Widocznie nie ma nic za darmo i wolę płacić słono niż wrócić do poprzedniego życia.

    OdpowiedzUsuń

rak jest uleczalny: