poniedziałek, 30 września 2013

Zagadałeś ?


Byłem dziś świadkiem smutnej sytuacji... smutnej o tyle, że prawdopodobnie poza mną i panią pacjentką pozostałe osoby nie kumkały o co chodzi, albo kumać nie chciały.
Rzecz się działa w pizzerii. One 3 i pacjentka w charakterystycznej chusteczce na głowie przykrywającej resztę niedawnej fryzury.
Pani widocznie musiała niedawno wyjść ze szpitala, bo rzucała nazwami medykamentów nie gorzej niż lekarz i widać jak próbowała się wpasować w "normalność" rozmów koleżanek.
Ale w końcu kwiaty na stole świadczyły o tym, że to ona miała być w centrum uwagi. Rozmowa była o niczym... że Hanka kupiła sobie nową sukienkę, że Ktosik zrobił cosik a Robert się nie uczy etc
Czuć było tylko wzbierające w trakcie rozmowy ciśnienie... pacjentka chciała kilka razy coś powiedzieć... coś szpitalnego i emocjonalnego, bo wtedy jej buzia przybierała charakterystyczny wyraz a oczami wpatrywała się nieruchomo w dal... ale koleżanki miały inny pomysł na tę rozmowę nie pozwalając jej dojść do słowa, aby było "normalnie".
W całej rozmowie wymieniłem z nią dwa współczujące spojrzenia, bo wiedziała, że wiem.
No to teraz sobie powiedzmy... jak bardzo nienormalni jesteśmy, jeśli "normalnością" nazywamy sytuację w której zagadujemy emocje innej osoby tylko po to, aby samemu się o nie nie otrzeć, ha ?

Zapewniam Cię, że świat za szklanymi drzwiami oddziału szpitalnego popychanymi magicznymi siłami hydrauliki wygląda nieco inaczej... gdy jest dzień, wszystko jest super, coś się dzieje, ktoś przyjdzie wrąbać igłę, można pospać, coś poczytać, salowe robią rumor tarabaniąc talerzami... ale w końcu przychodzi noc i człowiek zostaje sam ze swoimi demonami przeszłości w głowie. Piekło tamtego miejsca polega właśnie na tych samotnych nocach okupionych łzami w samotni własnego łóżka, które trudno ukryć, gdy wzbierają cały tydzień... ale piękno wypełnia to miejsce w momencie, gdy przychodzi ktoś, kto w milczeniu trzyma Cię za dłoń, nie musicie rozmawiać, wystarczy spojrzenie i być może po raz pierwszy możesz powiedzieć "boję się... " i nie usłyszysz gniota "e tam daj spokój w życiu trza być twardym nie miętkim", ale zobaczysz zrozumienie... albo usłyszysz po prostu "ja też..."... takie ludzkie... a jak trudno się z tym zmierzyć.
Wiesz już czego potrzebuje pacjent ? Szczerości, nie zagadywania emocji. Współczucia, ale nie litości. Wsparcia, ale nie wyręczania go we wszystkim i przede wszystkim otwartości na kontakt z nim Takim Jakim Jest, ze wszystkimi emocjami, bólami i trudami. Wiele osób odwiedzając pacjentów na szpitalnych łózkach wykazuje tendencje do robienia wszystkiego za nich. W zależności od bliskości relacji sięga to drugiego dna którym jest (choć niestety katalog otwarty) albo poczucie winy np. tak mało spędzaliśmy czasu, więc teraz sobie odpokutuję... albo nie pozwolę Ci się przemęczać, bo "przecież jesteś taaaaaaki choooryyy..." no to proponuję, abyś oprzytomniał nieco przed takim wyborem, bo właśnie pokazałeś temu komuś, że faktycznie najlepiej to powinien juz tylko leżeć, bo na nic więcej go nie stać, i gdzie tu powrót do zdrowia ?? gdzie budowanie wiary w siły pacjenta ?? Więc jeśli chcesz wykazać swoją dojrzałość... nie uciekaj. Wysłuchaj, choćby mówił o umieraniu, odchodzeniu i poprosił Cię o spisanie rzeczy, w które ma być ubrany, jeśli wszystkie działania zawiodą. I zwróć uwagę na jeszcze jedno... jak bardzo trzeba czuć się bezpiecznym w obecności drugiej osoby, aby powiedzieć mu o swoim największym bólu i lęku ? Więc jeśli zostaniesz obdarowany takim prezentem... zostań.

Pamiętam taką historię z pobytu "w gersonie". Pewna pani miała siostrę bliźniaczkę... na skutek życiowych niespodzianek rozstały się w jakiejś niezgodzie na ładnych kilka lat. Jedna z nich zachorowała. Lekarze rozkładali ręce, a Nu robiło swoje zwracając uwagę na emocjonalne dziury i wewn. chaos, który w niej panował. Leki okazywały się nieskuteczne... Pani Beata, terapeutka, w rozmowie z pacjentką ustaliła, że miała ona siostrę... ale... itd Nie chciała, aby siostra widziała ją w takim stanie, poza tym " i tak ma pewnie ważniejsze rzeczy na głowie". Ale wykazywała ona wszelkie oznaki tego, że oddałaby życie, aby ponownie były razem. Kochane ego jednakże mówiło co innego. Pani Beata zadzwoniła do siostry bliźniaczki i powiedziała tylko jedno zdanie "To mogą być ostatnie chwile, abyście mogły jeszcze porozmawiać" i podała adres. Następnego dnia weszła do pokoju i jej oczom ukazał się cudny widok. Obie siostry trzymające się za ręce z czerwonymi od łez policzkami... Beata opowiadając to sama wzruszenia nie skrywała i dodała tylko "Obie lśniły w tamtym momencie". Bez względu na to jak zakończyła się tamta rozmowa... dostały szansę i skorzystały z niej. A jeśli właśnie taka rozmowa uratuje komuś życie ? Więc nie uciekaj... okazywać wzruszenie to rzecz ludzka. Nie jesteś robotem, a "prawdziwi mężczyźni" to właśnie tacy, którzy przyznają się do swoich uczuć, bo jak można nazywać kłamstwo prawdziwością ?

Życzę Ci przytomnego umysłu i samych wzniosłych chwil, które odmienią Twoje życia na skutek takich kontaktów.
Z Serca do Serca


Jeżeli zainteresowała Cię treść tej wiadomości, zaprenumeruj ten blog i bądź na bieżąco! Wiadomości będą przychodziły na Twoją skrzynkę pocztową :) Jeżeli posiadasz konto na którymś z portali społecznościowych, podziel się tą informacją ze znajomymi :) Poniżej masz odpowiednie wtyczki.

11 komentarzy:

  1. Piękny wpis Grzesiu :)
    Wzruszający i wznoszący.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grzegorz dziękuję Ci, że jesteś, że masz cały czas chęci i wiarę w to, co robisz, co starasz się ludziom tłumaczyć, wyjaśniać, pokazywać. Człowiek w sytuacji zagrożenia albo podejmuje walkę, albo ucieka. Jeśli nie wie, co zrobić, jak się zachować – na pewno ucieknie od problemu, tak jak te trzy koleżanki w pizzerii. Tak jak nikt nas nie uczy, jak być dobrym rodzicem (może powinno się to wykładać w szkole) tak nigdzie nie nabywamy wiedzy, jak reagować, zachować się w towarzystwie bliźniego z Nu. Nie wiemy, co powiedzieć, nie wiemy, jak zareaguje zainteresowany na to, co powiemy, więc najlepiej udać, że się nie słyszy wołania o pomoc, wydukać jakieś bezsensowne zapewnienie, że: bądź dzielny, że dasz radę, albo wiem, jak się czujesz. Skąd do licha możemy to wiedzieć? Wiedzieć to może tylko osoba, która sama ma Nu i walczy z chorobą. Wtedy wie na pewno, co czuje drugi w tej samej sytuacji. Ale człowiek zdrowy? G.. wie, tylko mówi, że wie i ta druga osoba doskonale zdaję sobie sprawę, że kłamie. Twoje przesłanie z postu – nie uciekaj, zostań, chociaż wysłuchaj albo potrzymaj za rękę, dotarło do mnie i mimo że nie jestem chora (albo o tym jeszcze nie wiem), zrozumiałam, jak mam postąpić, jak mam się zachować w takich sytuacjach. Jednak spotkałam się również z reakcją pacjenta szpitalnego, który nie chciał nawiązywać kontaktu, oczekiwał, że zostawi się go w spokoju, absolutnie nie chciał rozmawiać na temat swojego samopoczucia i nie wiedziałam, czy naprawdę tego chciał, czy to było jednak wołanie o pomoc, uwagę, zainteresowanie. To bardzo trudne.

    OdpowiedzUsuń
  3. "... jak bardzo trzeba czuć się bezpiecznym w obecności drugiej osoby, aby powiedzieć mu o swoim największym bólu i lęku ? Więc jeśli zostaniesz obdarowany takim prezentem... zostań."
    Jakie piękne słowa!
    Współczucie, w którym nie ma litości, a jest współodczuwanie rozumiane jakie towarzyszenie i emocjonajne wsparcie.
    Kiedy nic nie można pomóc, zawsze można z kimś BYĆ.

    Pozdrawiam Cię Grzegorzu :)

    - wega

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama prawda ,lepiej nie można było tego ująć

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW, to ja dziękuję za te wszystkie słowa :))
    Coraz częściej dociera do mnie, że chyba już dość "techniki" było, teraz może czas na nieco praktyki w życiu. Ale to życie podsuwa scenariusze.

    OdpowiedzUsuń
  6. jest to mój pierwszy komentarz. Dowiedziałam się o Tobie od Artura Milickiego. (Nawet dał mi numer:). To co dziś przeczytałam lekko mówiąc dało mi w "pysk". Staram się jak mogę bo bardzo kocham moja mamę, ale czasami nie wiem jak z nią rozmawiać. Gdy jesteśmy u niej w szpitalu człowiek omija ten temat bo mu się zdaje, że tak trzeba, a tu...Nie miałam pojęcia. Ostatnio też się popisałam, kiedy pokazywała mi głowinę, że już coraz mniej włosów..ja jak idiotka ..wszystko inne niż potrzeba powiedziałam. To jest trudne. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochany Grzesiu, pisałem komentarz do tego tekstu i wysiadł mi komp. Wszystko zamigotało pomerdało i mój komentarz "wcieło"... jakoś tak samo
    co z tego wynika???? to co robisz jest na świeczniku jakiegoś tam nieludzkiego bydła, któremu nie w smak jest , żebyśmy my, ludzie, ziemiaki - a więc mieszkańcy Ziemi, czuli się wspaniale, abyśmy byli zdrowi i dosytni.

    Meu Deczien... tak.. ten właśnie Meu...
    Nie przerywaj tego co robisz. Masz wsparcie ! ! ! ! !

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozdrawiam ..i gratuluje i rozumiem:)
    Wiem jak to jest:)
    Wspaniałych Osób dookoła

    OdpowiedzUsuń
  9. Najgorsze w chorobie (tej ciężkiej, lub nieuleczalnej) jest właśnie to "zagadywanie" tematu. Zupełnie tak, jak gdyby przez negację problem sam się mógł zutylizować.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy konieczna jest weryfikacja obrazkowa? Od wpisywania tych literek dostaję oczopląsu:-). A jeszcze ta zniechęcająca na starcie weryfikacja...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem jak to jest z tym zagadywaniem.. Niestety znalazłam się w sytuacji, kiedy bardzo chciałam móc się bać i móc komuś o tym opowiedzieć. Byłam zagadywana tak długo, aż powiedziałam wprost, że potrzebuje porozmawiać o chorobie i lękach. Teraz wiem, że bliscy po prostu bali się, że mówiąc o raku robią mi przykrość.. i, że jesli nie bedą poruszać tematu, to w jakiś sposób zapomnę o chorobie.

    OdpowiedzUsuń

rak jest uleczalny: