czwartek, 20 marca 2014

Dostałem taki list :))))


Powiem szczerze, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Tego nie da się opisać i Marzena dała swoją przemianą kilka dowodów na potwierdzenie treści płynących z tego bloga:
- po 1. że można
- po 2. że można
- po 3. że można :)
- po 4. pokazuje jak działa matrix :) i jego towarzysze, więc naocznie zobaczysz w jakim szambie siedzimy po uszy, a chciałoby się powiedzieć po uszy w g... i nazywamy to nie wiedzieć czemu dorosłością.
- po 5. że psychika i jak psychika... wpływa na ciało i pokaże Ci to o czym pisałem rano i już kilka razy "gdy znika źrodło konfliktu, ciało zdrowieje, bo nie ma powodu, aby chorować".To jest to, czego nie rozumie współczesna medycyna i większość pacjentów niestety albo nie chce się przyznać, że rozumie. Sami lekarze (parafrazując) mówią, że "Nu to choroba duszy". Tu zobaczysz to dobitnie. Zresztą mój przypadek to nic innego. Biorąc pod uwagę wielowątkowość listu nie można go skomentować
w kilku słowach, za to wierzę, iż wyciągniesz wnioski samodzielnie.
- po 6. że marzenia o których tyle pisałem mają realną siłę zmiany naszego życia i potrafią Nas ratować z opresji.
- po 7. zobaczysz po raz kolejny jak ograniczona jest rzeczywistość medyczna, więc przestępstwem wobec samego siebie, wobec swojej Świętości (tak, Świętości dobrze czytasz) jako Istoty pochodzącej od Tego w którego wierzysz (w kogokolwiek wierzysz i tak Źródło jest Zawsze Jedno) jest oddawanie szanownym panom i paniom w białych kitlach całości swojej Mocy. Aby była jasność, idź do lekarza, słuchaj lekarza, ale zachowaj przytomny umysł, bo na tym blogu nie raz i nie dwa było pokazane, że nawet jeśli ktoś dostał "wyrok"... to po prostu nic nie znaczy, ABSOLUTNIE NIC, bo jak mawiają rosjanie "gdy człowiek chce życ to i medycyna jest bezsilna" :)
- po 8. dzięki temu listowi dokona się podsumowanie wielu moich wysiłków zmierzających do tego, aby pokazać wszystkim zdrowiejącym, których terapie nie działają, są bezskuteczne, albo lekarz rozkłada ręce, że... jeśli przyczyną / konfliktem / ogniskiem zapalnym zwij to jak chcesz, jest psychika... to możesz dobrać najlepsze diety, a problemu w sobie nie rozwiążesz to nie przesądzając niczego i zostawiając jeszcze miejsce dla Szefa Wszystkich Szefów, jeszcze długo można wypatrywać końca Drogi...

Dzisiejsze pytanie na śniadanie nie było przypadkowe. Zresztą jak wszystko na tym blogu, bo jest on opowieścią.

Ten list pokazuje też Prawdziwe Emocje i przekonania "bez ściemy", jakie w sobie odkryła i zwróć uwagę, że bierze za nie odpowiedzialność, tzn. przyznaje się, że "mniej lub bardziej świadomie" przyjęła je jako swoje. Zobacz, które do Ciebie pasują... szczególnie te "miłosne". Znasz to skądś ?

A zatem... zanurz się w tę niezwykłą opowieść o dzielnej, silnej i mądrej kobiecie, która pewnego dnia... postanowiła (podjęła decyzję), że ma już dość :) czego ? wielu rzeczy: siebie, chorowania, otoczenia, swojego życia... kiedy ktoś pyta się mnie "po czym poznać, że jestem gotowa do zmiany" odpowiadam "jeśli pytasz to znaczy, że nadal nie jesteś, bo już byś to zrobiła, to nie świątynia dumania to wewn. postanowienie, to iskra, która uruchamia cały proces wewn. przemian i lokomotywa, która, gdy raz puszczona w ruch  musi dojechać do celu" a po drugie "zazwyczaj wtedy, gdy poziom bólu w naszym życiu przekracza ustalony próg" to trochę tak jak z wizytą u dentysty... piecze i boli, ale da się żyć... do czasu.

Jeśli nie zrozumiesz pewnych treści to szukaj kontekstu i wróć do porannego Pytania. Pewna część Ciebie może użyć podczas czytania tego listu kilku wybiegów, abyś nie zrozumiała.
Od dawna już chciałam do ciebie napisać... ale jakoś się nie zeszło.

Moje odwracanie głowy zaczęło się kończyć kiedy zdecydowałam się na spotkanie z Panią Teresą. Prosiłeś kiedyś o opinię o tym spotkaniu. Pamiętam że napisałam coś...
Spędziłam z nią godzinę na skype płacząc. Ja chyba umawiając się na to spotkanie czułam w głębi siebie co to oznacza - zupełnie tak jak piszesz. Pamiętam ( bo to już ponad rok temu) że na koniec powiedziałam jej że te zmiany oznaczają rozwód... pocieszała że nieprawda. Czas pokazał że to ja miałam rację.

Myślę że nie mogło być inaczej. W końcu było pytanie- ja czy małżeństwo.
W trakcie terapii przypomniałam sobie moment sprzed 8 lat przed zachorowaniem kiedy zabroniłam sobie czuć- bo mi nie wolno, bo to jest mój mąż, bo przysięgałam. Byłam całodobową służącą. No cóż, taka była moja decyzja, mniej lub bardziej świadoma. "Bo jak będę doskonała to zasłużę na miłość."

Dwa lub trzy lata wcześniej usłyszałam od męża że sie starzeję i się już nie nadaję. Przez kolejny rok stawałam na głowie żeby sie nadawać, a potem przyszła wizyta u onkologa... byłam sama, na biopsję jechałam sama, Guzy 20 i 11mm. Mąż nie pomagał w żaden sposób (kiedy poprosiłam o sok usłyszałam -to sobie zrób) ale też nie przeszkadzał za co mu jestem wdzieczna. Nie chciałam sie poddać operacji, kolejna kontrola- urosły do 27 i 18mm. Akurat przechodziłam na Gersona, do dziś nie wiem jak ja to połączyłam z pracą, domem, dzieckiem... Kontrola- stare nie urosły, za to pojawił się nowy w drugiej piersi. Załamałam sie wtedy. Zaczęłam mieć myśli samobójcze, zaczęłam mówić głośno że potrzebuje terapeuty.

Aż na imprezie na środku pięknej sali balowej usłyszałam że "jestem rzeczą, przedmiotem i powinnam się do tego wreszcie przyzwyczaić". Uświadomiłam sobie, że to nie był pierwszy raz, ale ja to po raz pierwszy usłyszałam. Twojego maila - dlaczego nie chcesz żyć ? - wraz z pytaniami pomocniczymi- przeczytałam dwa tygodnie wcześniej. To był dzień przebudzenia. Powiedziałam -mam dość -i wdrożyłam w życie natychmiast. Przestałam zgadywać życzenia, czytać w myślach ,biegać z herbatkami itd. Po raz pierwszy miałam odwagę powiedzieć że źle się czuję i wrócić w południe do łóżka. Wtedy zdecydowałam się na spotkanie z Panią Teresą. Zaczęłam pisać codzienne afirmacje które mi zaleciła. trafiłam do psychologa i "przyszła" do mnie książka Luise Hay "Możesz uzdrowić swoje życie" (tu inna książka tej samej autorki). Powiększyłam liczbę afirmacji i była to stała wykonywana przeze mnie codzienna czynność jak mycie zębów i kawa na odwrót. Minął kwartał -kolejny guz, znów kwartał -kolejne dwa. Pomiędzy tymi badaniami u onkologa klinicznego poszłam na bardziej kompleksowe badania- bo zaczęłam myśleć. Komórki rakowe były wszędzie- w głowie, w kościach szczęk (mam martwe zęby!), w prawym płucu, w nerce, w woreczku żółciowym. Dobrał mi suplementację i zabronił jeść owoców- ukryty cukier. I trzymałam gersona. I zioła.

Proces odchodzenia od męża zajął mi 10 miesięcy.
Przez pierwsze 3-4 chyba jeszcze miałam cichą nadzieję jednocześnie widząc ze jestem naiwna. Mąż awanturował się co dzień. Przypominało to tupanie małego chłopca - zmień się z powrotem bo wtedy było mi z toba wygodnie. Wciąż miałam temp 35,0 bardzo szybko się męczyłam, więc po prostu przyglądałam się mu jak wrzeszczy.

Koleżanka mi powiedziała- usiłujesz się wyleczyć w miejscu które doprowadziło Cię do choroby...
Znalazłam sobie mieszkanie i wyprowadziłam sie z córka. Zostawiłam dom który wybudowałam, sad i ogród który sadziłam. Ale nie ma takich rzeczy których nie dałoby się kupić jeszcze raz.
Ciekawe jest że guzy ( 27mm i 18mm) przestały rosnąć kiedy podjęłam regularną terapię u psychologa. Ale wciąż rosły nowe. Mimo diety (Gerson) suplementów, ziół i pracy z sobą. I nagle w ciągu 3 miesięcy (od wyprowadzenia się) 4 mniejsze guzy zniknęły, a największy zmniejszył się o 5mm- słowa lekarza onkologa "Musiałem go złapać pod innym kątem bo niemożliwe żeby zmalał". (!!!)
Najtrudniejsza była właśnie zmiana myślenia. Ale da się. Czasem tylko bardziej boli.
Bodźcem było pytanie od Ciebie- Do czego musiałabyś wrócić jeżeli byś wyzdrowiała...

Wiesz co mi pomagało w najtrudniejszych momentach? Prosta rzecz którą poleciła mi zrobić Pani Teresa, kazała mi wypisać na kartce czego chcę w zyciu. Wypisałam od razu 4 punkty wśród nich był szacunek, a potem dołożyłam jeszcze dwa- chcę żyć w zgodzie ze sobą i chcę żyć bez poczucia winy. I kiedy awantura trwała w najlepsze brałam do ręki zeszyt i czytałam samej sobie czego ja chcę w życiu. Tak tego właśnie chcę, zamykałam zeszyt i robiłam swoje. Ze stoickim spokojem.
Odkryłam (czytając Anthony de Mello) że kiedy stajemy się niezależni od opinii innych jesteśmy dla nich przerażajacy- bo nie da się nami manipulować.
Niedawno koleżanka powiedziała mi, że jestem dla niej wzorem ale nie moze mnie lubić bo jestem taka dziwna...

Na tą chwilę? Brak komórek rakowych, guzy które zostały są coraz mniejsze. Czuję się świetnie, nadal chodzę na terapię. Czytam mądre książki( te dziwne), pracuje nad sobą, uczę sie medytacji, nie mam telewizora i nie zamierzam mieć...
Ostatnio odkryłam świetne czyściki na bazie nanosrebra, od tej pory w domu z chemii mam tylko proszek do prania. Nawet tłustą patelnię umyję bez problemu tym czyścikiem w zimnej wodzie. trochę kosztują ale są bezkonkurencyjne.

Pozdrawiam słonecznie
No co tu można powiedzieć więcej.... poza tym, że z pewnych powodów wszystkie informacje powyżej jak i te na blogu powinieneś traktować jedynie w celach informacyjnych i nie możesz ich traktować
w żaden sposób jako zachęty do rezygnacji z kuracji klinicznej, ale to przeciez oczywiste dlaczego tak piszę..

Cieszę się, że ten blog przynosi tak widoczne rezultaty :) Zatkało mnie szczerze mówiąc..
Dziękuję Ci Drogi Przyjacielu, że chcesz go nadal czytać i a Tobie Drogi Pacjencie kimkolwiek jesteś składam hołd Twojej walce, determinacji, bólowi, którego doświadczasz i uporowi z którym tak zażarcie trzymasz się jeszcze chwiejących się przystanków nie widząc tuż za nimi Przystani.Droga do Zmiany może wydawać się "niemożliwa", ale wiedz i pamiętaj, że skoro inni już nią szli to Ty także możesz, a jak zabraknie Ci sił to pamiętaj, że stworzył Cię Bóg na swój obraz i podobieństwo Swoje Cię stworzył (obojętnie kogo masz teraz przed oczami), więc Twoim Dziedzictwem jest niewinność, lwia odwaga, wiara, która góry przenosi i niezłomny umysł. Cała reszta jest oszustwem. Ale po ten diament musisz sięgnąć wgłąb Siebie.



Jeżeli zainteresowała Cię treść tej wiadomości, zaprenumeruj ten blog i bądź na bieżąco! Wiadomości będą przychodziły na Twoją skrzynkę pocztową :) Jeżeli posiadasz konto na którymś z portali społecznościowych, podziel się tą informacją ze znajomymi :) Poniżej masz odpowiednie wtyczki.

6 komentarzy:

  1. Cudowne swiadectwo kobiety,która uwierzyła ze ma swoją wartość i uporała sie z osobistymi problemami i chorobą dzięki wierze we własne siły i samozaparciu stanęła na nogi.To niesamowite i godne naśladowania,Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite...piękne...robi Pan wielką rzecz, "upubliczniając" takie historie i dając nadzieję...

    OdpowiedzUsuń
  3. Grzesiu ! Prostota i szczerość tego listu oraz Twoje piękne,zapadające w serce słowa wzruszyły mnie do głębi.Dziękuję - Daga

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę , świetny jest ten blog . I znowu zamówiłam 2 książki ! :)
    Ula.

    OdpowiedzUsuń
  5. "rak", czy inne schorzenie jest drogowzskazem dla "posiadacza", drogowskazem zmiany, zielonym światłem - JUŻ CZAS...
    Przebudzenie CZEKA... zawsze - pytanie tylko czy człowiek jest na tyle ŚWIADOMY SIEBIE że to zauważy... "...patrzycie a nie widzicie, słuchacie a nie słyszycie..." Przykre jest, że obecnie człowiek poddawany jest obróbce ręcznej od samego zapłodnienia, zmanipulowany, przestraszony, bez własnego zdania, małpka w rękach osób, które zupełnie nieświadomie / są również po obróbce / kształtują nowe zycie na swój wzór - efekt.... patologie emocjonalne, patologie fizyczne....poczucie winy, brak akceptacji i mołości siebie i wiele innych elementów które mają jeden wspólny mianownik - STRACH
    opozycją jest MIŁOŚĆ - ta zaś w wydaniu, które nam oferuje świat nie jest miłością, to wynaturzona, plastikowa, martwa, interesowna, podparta ponownie STRACHEM ideologia EGO.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem.psychologiem i potwierdzam to mozliwe, widzialam czulam jestem swiadkiem dobrych zdrowien:-) odwagi ludzie!

    OdpowiedzUsuń

rak jest uleczalny: