wtorek, 27 maja 2014

Historia Przebudzenia Magdy - list :))))

Przyznaję, że to co zrobiła Magda zapiera dech w piersiach. A zrobiła to w krótkim czasie. Wykorzystała kryzys, jaki pojawił się w jej życiu i przekuła to w Szansę na Nowe Życie :)) a przecież dokładnie o tym pisałem kilka postów temu.
Nic więcej mówić nie trzeba. Przeczytaj sama. Podpowiem Ci tylko w jej imieniu, bo Magda jest za skromna, żeby sama o tym powiedzieć, że ma już za sobą 2 wykłady na które przyszło kilka pań :)) i wydała na tę okazję przecudowny, bo własnoręcznie składany "Miłosny Przepiśnik" czyli książeczkę z przepisami niekoniecznie dla zakochanych przeplatanymi wierszami:)) Sama słodycz :))

A teraz zapraszam do lektury... skoro Magda mogła, Ty też możesz, bo zawsze mogłaś.
I dopowiem jeszcze słów kilka, co było też (moim zdaniem) impulsem do rozpoczęcia procesu zdrowienia ciała... Magda przestała się identyfikować, utożsamiać z... pacjentami !! Po prostu miała dość i stwierdziła, że to nie jest jej bajka, bo woli napisać własną, którą opatrzy własnym zakończeniem. A jestem pewien, że wiele razy słyszałeś słowa "my pacjenci....", "my chorzy...". A teraz parafrazując słowa Leonardo DC z "Wilka..." "W byciu chorym nie ma nic szlachetnego" !
Więc jeśli do tej pory miałaś w głowie pytania "czy jestem gotowa do zmiany ?" masz podpowiedź "czy masz już dość ? czy jeszcze za mało boli, aby coś z tym zrobić ?". Magda miała dość i zrobiła to :)

Drogi Grzesiu :-)
myślałam, że już nigdy nie zabiorę się do opisania swojej historii. Czułam przed tym dosyć duży opór i w pewnym momencie zadałam sobie samej pytanie skąd on się bierze i otrzymałam natychmiastową odpowiedź.... STRACH..

Odkąd pamiętam cały czas się bałam, już jako mała dziewczynka drżałam ze strachu. W domu tata alkoholik, obecna ale tak naprawdę nieobecna mama, ciągła niepewność, krzyki, przemoc fizyczna, zagubienie emocjonalne, poczucie odrzucenia, brak poczucia własnej wartości, przeogromny strach przed odrzuceniem, zastraszenie.

 I tak funkcjonowałam kilkanaście lat nie wiedząc kim tak naprawdę jestem, nie znając siebie samej, rozpaczliwie przeglądając się co chwilę w cudzych oczach, które miałam nadzieję powiedzą mi, że jestem czegoś warta...że jestem warta i godna miłości..

Jest to dla mnie bardzo intymne, to o czym teraz piszę i łzy same tworzą się w moich oczach, ale pomyślałam, że jak mam opisać swoją historię, to musi ona być szczera i prawdziwa, choć może niekiedy ta szczerość nie będzie łatwa..ani dla mnie, a może i nawet dla Was, to czytających, bo przecież wszyscy tak naprawdę jesteśmy dla siebie lustrami...

Chcę się przedstawić na początek, mam na imię Magdalena. Mam 33 lata i na Grzesia blog trafiłam można by powiedzieć przez przypadek, choć już wiem, że takich nie ma:-) Było to ponad rok temu.
Byłam wtedy na krawędzi rozpaczy spowodowanej bólem fizycznym jaki odczuwałam już prawie każdego dnia.
I pamiętam to jak dziś, że wpisałam w google hasło, soda oczyszczona a rak, bo gdzieś tam coś słyszałam, że taki roztwór pomaga w zwalczaniu nowotworów, i jeden z pierwszych linków jaki pojawił się w przeglądarce był Rak jest uleczalny, blog Grzesia.

Weszłam na stronę, zaczęłam spazmatycznie czytać treść bloga, odnalazłam e-maila do Grzesia i jeszcze tego samego dnia pisałam do niego i szlochałam pisząc wiadomość jak małe dziecko przed ekranem komputera.
Wszystko potoczyło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jakby ktoś mnie wtedy trzymał za rękę i wykonywał za mnie czynności. Nigdy nie zapomnę tego wieczora.

Chyba jeszcze tego samego wieczora, jak dobrze pamiętam Grzegorz odpisał i poczułam że napisał  do mnie przyjaciel, a nie osoba, której w ogóle nie znam. Wspomniał, że mogę zacząć od zmiany diety i skierował mnie do osób, które znały się na temacie, który mnie wtedy dotyczył, a mianowicie endometrioza.
Jest to choroba kobieca, dotykająca co 10 kobietę w Polsce. Nie chcę opisywać dokładnie co to jest, bo zajęło by mi to kilka stron, gdyż działałam w tym temacie jako wolontariuszka i wiem, że jest to temat rzeka, ale jeśli jakieś Panie,które czytają tego maila chcą się czegoś więcej dowiedzieć na ten temat mogą odwiedzić następującą stronę:

http://pse.aid.pl/
Teraz z perspektywy czasu nie lubię nazywać tego chorobą, tylko stanem, który może się pojawić u każdej kobiety, praktycznie bez względu na wiek pod wpływem różnych czynników. Moim osobistym zdaniem pod wpływem stresu i strachu, braku akceptacji siebie i swojego ciała oraz swojej kobiecości.

Ale chcę Wam opowiedzieć jak to u mnie się zaczęło, jak postępowało i jak zaczęło się zmieniać w kierunku zdrowia.

Cztery lata temu trafiłam do gabinetu ginekolog w Szczecinie. Okazało się, że mam torbiel na jajniku prawym. Miałam 27 lat, byłam zagubiona i przestraszona i kiedy lekarze zaproponowali mi laparoskopię zgodziłam się bez żadnych wątpliwości. Myślałam wtedy, że to jest najlepszy sposób na wyleczenie mnie.
Po laparoskopii okazało się, że zostałam na podstawie badania histopatologicznego zdiagnozowana z endometriozą. Nie wiedziałam wtedy dużo na ten temat. Słyszałam tylko, że mogą się tworzyć zrosty i że mogę mieć problemy, by zajść w ciążę.
Długo dochodziłam do siebie po laparoskopii, bo to była moja pierwsza styczność ze szpitalem, pierwsza narkoza i pierwsza taka ingerencja w organizm, w moje ciało, które jeszcze wtedy nie wiedziałam, że tak naprawdę należy do mnie.

Miałam spokój na kolejne dwa lata. A potem zaczęło się piekło. Nie wiadomo skąd dostałam okropnych bóli, które zaczynały się w prawym jajniku i promieniowały przez całą prawą nogę, aż do stopy.
Na początku te bóle były sporadyczne. Ignorowałam je. Myślałam, że to bóle kręgosłupa, więc zaczęłam chodzić na masaże. Ale pomagały tylko na chwilę. Dawały doraźną ulgę. Bóle stopniowo zaczęły się nasilać.
Ten ból był tak silny, że nie miałam ochoty jeść, ani pić i jak się to potocznie mówi z bólu chodziłam po ścianach. Brałam bardzo dużo środków przeciwbólowych niszcząc swój żołądek i wątrobę, nie mogłam spać po nocach, zwinięta w kłębek bujałam się na podłodze z bólu, licząc, że w końcu ból minie i że zasnę. Zasypiałam nad samym ranem, wycieńczona bólem. Spałam kilka godzin, a potem znów budził mnie ból i tak w kółko. Zaczęłam brać ketonal, bo już nic innego mi nie pomagało na ból jakiego
doświadczałam.

 W rezultacie trafiłam do lekarza i tydzień po wizycie  znów znalazłam się na stole operacyjnym. Miałam pełną operację, pod narkozą. Wycieli mi stany zapalne z jelit, otrzewnej oraz kolejny torbiel jaki urósł wokół prawego jajnika...jakbym się przed czymś broniła...torbiel odrosła w tym samym miejscu..Nie chciałam tej operacji, ale bóle były tak silne, że nie mogłam pracować, miałam depresję i tak naprawdę nie chciało mi się żyć, bo co to za życie, kiedy cały czas czujesz ból.
Dałam się przekonać lekarzowi, że operacja to najlepsze rozwiązanie.
Nie znałam nikogo jeszcze wtedy, kto mógłby powiedzieć mi o tym, że są inne, naturalne rozwiązania, inne sposoby. Chciałam tylko pozbyć się bólu. I rzeczywiście po operacji ból ustąpił. Mogłam spać całe noce i ze snu w końcu wybudzało mnie słońce a nie ból, ale niestety pojawiły się problemy z trawieniem, naprzemienne biegunki i zaparcia, bardzo charakterystyczne dla endometriozy. Zaburzało to mój naturalny rytm życia, chodziłam podirytowana i spięta. Zaczęłam sama ze sobą rozmawiać i zadawać
sobie pytania
, mówiłam :"Przecież po operacji miało być lepiej, miałam wyraźne zapewnienia lekarzy, to dlaczego nie jest lepiej?". W kółko zadawałam sobie to pytanie i nie mogłam na nie znaleźć odpowiedzi. Niestety dwa miesiące po tej operacji wróciły bóle, których się najbardziej bałam, wróciły bóle z przed operacji. Nie mogłam w to uwierzyć! Czułam się jak w jakimś matriksie. Czułam się oszukana i zupełnie straciłam grunt pod nogami. Psychicznie byłam na krawędzi załamania nerwowego.
Ale z tej właśnie rozpaczy zaczęłam szukać pomocy w internecie, zaczęłam czytać o endometriozie, o jej przyczynach, o wpływie emocji na ten stan, na temat diety, etc. Nie chciałam na początku przyjmować tych wiadomości, bo nie chciałam niczego zmieniać w moim życiu, nie chciałam wychodzić z mojej strefy komfortu i przeprowadzać generalnego remontu mojego domu, mam tu na myśli mojego ciała, ale nie tylko.
 Ja wtedy tak myślę, chciałam zetrzeć tylko kurze i udawać, że będzie dobrze.
Ale kiedy mój żołądek nie trawił już środków przeciwbólowych, bo znów zaczęłam brać je codziennie zrozumiałam, że muszę coś zmienić, bo nie dam rady tak dłużej funkcjonować.

I wtedy pojawił się ten maila od Grzesia. Pojawiły się pierwsze łzy, tony łez,ale pojawiło się też światło w tunelu.
Po raz pierwszy od kilku lat. Zaczęłam od zmiany diety, bo wiedziałam, że nad tym mogę zapanować i że w końcu mogę o czymś sama decydować! To było wtedy dla mnie bardzo ważna. Taka mała świadomość, że za coś mogę wziąć ja sama odpowiedzialność.
 Odrzuciłam wtedy całkowicie białko zwierzęce, odstawiłam cukier, przestałam pić kawę, zaczęłam jeść różnego rodzaje kasze, warzywa i trochę owoców i uwierzcie mi po miesiącu takiej diety eliminującej bóle ustały!!!!!!!!!!
Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale bólu po prostu nie było!!!!!!

Odrzuciłam wtedy propozycję lekarzy z Łodzi, którzy zaproponowali mi udział w dotowanych badaniach nad skutecznością leku na endometriozę, oczywiście eksperymentalnego leku, czyli sztucznych hormonów, który akurat testowali. Odrzuciłam tą propozycję, bo po raz pierwszy postanowiłam zawalczyć o samą siebie i wziąć odpowiedzialność za moje własne zdrowie i życie. Ciągle chodziłam smutna i nieszczęśliwa i chciałam to zmienić.
 Zrozumiałam nagle, że lekarze nie mogą znać mnie lepiej niż ja sama, dlatego kontynuowałam zdrowe odżywianie i zaczęłam szukać lekarza, który łączy medycynę konwencjonalną z niekonwencjonalną, czyli tak zwaną alternatywną. Jak dla mnie ten termin medycyna alternatywna jest trochę niesprawiedliwy, bo uważam, że taka medycyna istniała od zarania dziejów i można ją inaczej nazwać po prostu medycyną ludową. Więc nie jest to wymysł szamanów czy sekciarzy! Kiedyś ludzi leczyli się w sposób naturalny. Zbierali zioła, robili z nich napary, jedli naturalne pożywienie, żyli w harmonii z otaczająca ich przyrodą. Potrafili żyć w zgodzie z porami roku.

 Powrót do natury i jej darów uważam ze nieodzowny w drodze do zdrowia. Miałam szczęście, bo znalazłam ginekolog z Wrocławia, która leczy kobiety w sposób naturalny i bierze w leczeniu pod uwagę aspekt emocjonalny, który ja pomijałam, nie widząc wcześniej, że może on mieć kluczowe znaczenie w moim wyzdrowieniu!!!!
 Dla zainteresowanych Pań przesyłam linka do strony doktor Preeti Agrawal. Nie jest Polką, pochodzi z Indii, ale biegle mówi po Polsku i ma swój gabinet we Wrocławiu od ponad 20 już lat.

http://www.preetigin.pl/
Zaczęła się moja przygoda, która trwa tak naprawdę do dziś i teraz już wiem, że będzie trwała do końca życia. Przygoda w odkrywaniu kim jestem, jaka jestem, jaka chcę być.
W międzyczasie Grzegorz podał mi namiary na Panią Teresę Piotrowską. Cudowną kobietę, bez której pomocy nie dałabym rady i którą polecam wszystkim, którzy chcą coś w swoim życiu zmienić!
Pamiętam, że kiedy usłyszałam od niej, że powodem mojego chorowania mogą być problemy emocjonalne, które w sobie noszę nie chciałam w to tak naprawdę wierzyć, bo nie chciałam niczego zmieniać!!!

Obwiniałam wszystkich innych za mój stan. Boga, rodziców, znajomych, świat!
To wszyscy inni byli winni. Ja bałam się i nie umiałam wziąć odpowiedzialności za moje zdrowie, moje samopoczucie fizyczne i psychiczne, ale czułam, że nie miałam innego wyjścia, dlatego spróbowałam popracować nad sobą. Pracowałam intensywnie na skype z Panią Teresą przez prawie rok. Wciąż od czasu do czasu się spotykamy na skype, gdy tego potrzebuję lub gdy wracają stare strachy z mojego strychu, czyli podświadomości.
Pani Teresa pokazała mi dzięki naszym rozmowom emocje, które w sobie gdzieś głęboko "zakopałam" i które sprawiały, że cierpiałam zarówno psychicznie jak i fizycznie!

Okazało się, że nie akceptuję siebie, ani swojej kobiecości, że wręcz wstydzę się jej. Ciągłe poczucie winy utrudniające mi życie i realizowanie swoich planów i marzeń dołowało mnie i wpędzało w tak zwane doły.
Zaczął się proces przemiany i nie będę Wam tu mówić, że było łatwo, bo nie było!!! Było trudno.

 Czasami chciałam z tego wszystkiego zrezygnować i wrócić do starych zachowań, do starych schematów, do starego sposobu zachowania. Ale dzięki spotkaniom z Panią Teresą i pracy jaką musiałam wykonać sama zaczęłam dostrzegać, że to co stare już się nie sprawdzało, że przynosiło mi tylko ból, więc próbowałam dalej transformować złe myśli na swój własny temat i inne negatywne emocje, którymi się niepotrzebnie żywiłam.

Po pewnym czasie okazało się, że zaczynam siebie lubić, że zaczynam siebie szanować i dostrzegać, że mam w sobie moc, która sprawia, że mogę zmieniać rzeczy, że mogę zdrowieć! Pamiętam, że to był dla mnie szok!!!
Tak jak wspomniałam Wam na początku maila strach często podejmował za mnie decyzje, ale dzięki tym spotkaniom, które były dla mnie bardzo dużym wsparciem zaczęłam podejmować decyzje, które ze strachu odkładałam na później. W końcu zdecydowałam się poślubić mężczyznę którego kocham:-))))
 Założyć z nim rodzinę i wziąć za nią odpowiedzialność, bez strachu, tylko w zaufaniu, że moja przeszłość nie jest moim przekleństwem, tylko doświadczeniem, dzięki któremu mogę się czegoś nauczyć i coś zmienić.

Odważyłam się w końcu zająć tym co mnie naprawdę fascynuje, czyli zdrowym odżywianiem, gotowaniem i zaczęłam się uczyć jak to jest dbać o samą siebie. Bardzo mnie to fascynuje, bo to jest poznawanie siebie od nowa. Takie robienie czegoś co się naprawdę lubi. Ja wcześniej, przez wiele lat powstrzymywałam się od sprawiania sobie przyjemności, więc takie odkrywanie siebie na nowo w świadomości jest naprawdę fascynujące i uzdrawiające. Wiele nas może jeszcze zaskoczyć. Jest to piękna przygoda. Mam lepsze i gorsze dni, chyba jak każdy z nas.
Czasami wstaję rano i zaczynam wątpić w siebie, ale zaraz staram się przywołać do porządku moją świadomość i przekierować myśli na pozytywne tory. Traktuję to trochę jak ćwiczenie fizyczne:-)

Z perspektywy czasu widzę, że gdyby nie choroba, która pojawiła się w moim życiu, to nie wiedziałabym kim jestem i dokąd idę. Nie umiałabym zrozumieć, ani poczuć, że moje życie należy do mnie, i że ja mogę o nim decydować i mądrze wybierać i że mogę sobie tak naprawdę pomóc!
Zaczęłam intensywny proces przebudzenia, momentami mega trudny, ale nie żałuję ani jednej chwili, bo bóle ustały, od ponad roku nie miałam w ustach ani jednej tabletki przeciwbólowej, ani antybiotyków. Ćwiczę trochę jogę i ćwiczenia ogólno-rozwojowe bo zauważyłam, że są niezbędne w procesie zdrowienia.
Stymuluję mój organizm dobrym jedzeniem, niekoniecznie eko-mega drogim, ale takim, które odżywia mój organizm i daje mu energii do prawidłowej pracy komórek. Nie jestem wegetarianką, ale unikam mięsa. Jeżeli już jem to indyka. Ale jem także ryby. Staram się przygotowywać posiłki z miłością oraz wybierać produkty, które mają prawdziwy kształt i staram się jeść sezonowo, czyli to co tak naprawdę daje nam nasza ziemia!!
Stosuję suplementy, ale wybieram te, które są naturalne. Piję zioła odpowiednie dla mnie. Oczywiście takie rzeczy konsultuję z moją lekarką o której już wcześniej Wam wspomniałam i bez której mój proces zdrowienia nie byłby tak pozytywny.

 Będąc u rodziców na wsi w weekend babcia nazrywała mi świeżą pokrzywę, którą teraz suszy się u mnie w mieszkaniu i czeka na zaparzenie:-) Jest mega zdrowa! :-) Teraz wiem i widzę, ile mogę zrobić sama i że mogę zadbać o siebie sama. Zamiast narzekać (nie to, że mi się to nie zdarza!!:-)))wziąć się do roboty, zrobić przetwory na zimę, zamiast iść do cukierni to samej upiec ciasto z owocami i zaprosić ludzi, w towarzystwie których czuję się dobrze, bo to jest też ważne z kim spędzamy nasz czas wolny. Dużo czytam na temat naturalnych sposobów i widzę, że nie tylko mi pomagają, bo coraz więcej ludzi po nie sięga i według mnie konwencjonalni lekarze będą w przyszłości bezradni wobec chorób cywilizacyjnych, bo według mnie tylko powrót do natury może nas uleczyć na wszystkich możliwych poziomach. Takie jest moje osobiste zdanie, po tym jak sama byłam trybikiem szpitalnej maszyny....

Mam nadzieję, że przebrnęliście przez mój list, ale ostrzegałam Grzesia, że ja nie umiem pisać krótkich e-maili, wyłącznie eseje:-) Cieszę się niezmiernie, że mogłam do Was napisać, bo to jest ważny moment dla mnie.
Dziękuję Wam za uwagę i wszystkich serdecznie pozdrawiam życząc pięknego lata i dużo zdrowia.

Na koniec zostawiłam sobie podziękowania dla Grzesia:-)
Gdyby nie Ty Grzegorz, to nie pisałabym tego maila.
Dziękuję Ci przyjacielu za to, że jesteś, za to że robisz coś wspaniałego i pomagasz tysiącom ludzi.
Za każdym razem kiedy rozmawiam z kimś kto ma problemy ze zdrowiem to powołuję się na Twój blog, bo uważam, że robisz coś cudownego i niech ta dobra nowina idzie dalej świat! Dziękuję Ci Grzesiu! :-) Magda
Prawdziwy wyciskacz łez :)) właśnie... niech ta dobra nowina idzie dalej w świat :)

Coś jeszcze podpowiem... Magda jest freelancerem, więc jeśli ktoś miałby ochotę zorganizować dla niej jakiś mniejszy lub większy wykład na tysiąc osób hehe ,aby zainspirować inne dzielne i silne kobiety, które jeszcze nie wiedzą o swojej Sile, to sądzę, że choć na początku będzie w jej mądrej główce kłębiło się od wątpliwości, w rezultacie będzie gotowa podzielić się swoją jakże prawdziwą historią i ukazać te aspekty zdrowienia o których nie uslyszysz w przychodni. W końcu jak sama powiedziała "wszyscy jesteśmy dla siebie lustrami" :)
I jeszcze odnośnie mojej roli w tym całym procesie. Może CIę to zaskoczyć, ale byłem tylko nazwijmy to zapalnikiem, iskrą, która wywołała proces, który w Magdzie dojrzewał już jakiś czas. Tak naprawdę (jak w przypadku innych osób, którym się udało) zaledwie wskazałem jej Drogę, pokazałem kierunek, a resztę zrobiła sama. Brawo !

Świadomego smacznego :)

Jeżeli zainteresowała Cię treść tej wiadomości, zaprenumeruj ten blog i bądź na bieżąco! Wiadomości będą przychodziły na Twoją skrzynkę pocztową :) Jeżeli posiadasz konto na którymś z portali społecznościowych, podziel się tą informacją ze znajomymi :) Poniżej masz odpowiednie wtyczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

rak jest uleczalny: